Sunday, December 12, 2010

TOMorrow's shoes

Not a charity, but a full profit company based on an idea of "one for one". An idea for a Christmas gift.

Traditional alpargata shoes from Argentina served as an inspiration for Blake Mycoskie from California in 2006 to start manufacturing simple shoes to bring a solution to the world fighting with poverty. Every pair of TOMS purchased equals a new pair of TOMS provided to a child in need. Breaking the povery cycle in over 20 countries, TOMS has given over 1,000,000 pairs of new shoes to children from developing countries. TOMS works in collaboration with international organisations and charities around the world. You can buy a pair from 50 $ (around 150 PLN). The company provides several styles of the shoes: from colorful youth designs, vegan-friendly and classic versions to the weeding styles (for brides and grooms).



The alpargatas appeared in Argentina in around 1830 among native rural workers. They are comfort shoes with a soft canvas upper, a soft cotton lining, a cushioned leather insole, and a rubber sole for traction. Orignally, they were only in black or white, but with time a group of friends decided to change their character and introduce funny patterns and different designs.Unfortunately, TOMS are not yet available in retail in Poland, but you may find them online and contribute to the action! Although, you must have heard about another popular alpargatas easy to get in Warsaw and Łódź. Paez are produced and manufactured in Argentina ensuring anti sweatshop practices and limited impact on the environment.


www.shoppaezshoes.ch

Wednesday, December 8, 2010

external values

Initially, I thought it would be easy to integrate a new important activity in my life, but with time it turned out that it gets complicated. In 3 weeks I read two books - 500 pages each - and then started to realise that I find difficult to remember important theories and notions digested at once. I was telling to myslef, I have to start taking notes after each chapter, but it was not easy again, to sit by a desk and do it..
I finally began this week. It is very complicated and it disturbs my plan as it slows it down. Notes taking is very painful when you have a full time job and you get tired after a day at work. It also lets grow some new problems when you sometimes want to talk to someone or even meet a friend. Then you really feel confronted with a theory of alternative cost or benefit..

After writing my last post I obviously recieved many greetings and virtual handshakes. I recieved reviews in the local press and I found multiple comments on my blog! I am very pleased and thankful!;)
In fact, there was a friend that inspiried me more and suggested a similar business idea to the Frietag factory in Zurich. The idea is German, for a change, and I am very enthousiastic about it as it is a true discovery for me. Only my dear friend Pedro from Portugal who works for a German company could have come up with such a brilliant thought for a story.



The collective of designers manufactures bags made of sail. 360 Grad Taschen is sold as one proposition among other designer products offered by Klein & More. The idea of a brand is based on a need for presenting objects that transfer high standards with an innovative appeal. Klein & More is a platform selling products of daily use prepared by designers from different backgrounds who take advantage of an experimental character of the company. It gives them a chance to present unconventional projects and bring it closer to a customer. The story of 360 Grad Taschen began in 1993 in designer Edzard Kramer's garage. The bags represent once again individual urge to save the environment from kilometers of unused material ready to be recycled. Various shapes and forms for a personalised use of an original user.





















Some designs are brilliant to organise your bathroom or impress someone that likes tidiness.

Photos from www.segeltuchtaschen.com

Friday, November 12, 2010

Mój ulubiony Freitag/My favourite Freitag

Obiecałam sobie, że napisanie tego posta będzie dla mnie nagrodą za przeczytanie 100 stron książki, która ma ich 450 i do niedzieli mam ją całą przeczytać. Zostało mi jeszcze 250;) Z tego wynika, że w najbliższym czasie będę dużo pisać. To wyjątkowe, że pisanie bloga może stanowić 'motywator' do działania. Mam 12 podręczników z ekonomii do przeczytania do końca stycznia. Zostało mi 10 tygodni. Przede mną lekka masakra literacka, ale na pewno dam radę, a mój Renard Champion będzie mi dzielnie kibicować! Zapraszam też innych chętnych do kibicowania;)

Dla tych, którym już od dawna obiecywałam, że napiszę o Freitagu, obwieszczam, że wreszcie nadszedł ten dzień! Szwajcarską firmę Freitag prowadzą dwaj bracia Marcus i Daniel Freitag, którzy dla wielu zrewolucjonizowali rynek toreb typu "messanger"/toreb miejskich/toreb rowerowych, daleko odbiegających od gustów zmianierowanych panien szalejących za torebkami typu Longchamp;), do których grona, nie ukrywam, należę również i ja.

Odkąd po raz pierwszy pojechałam do Szwajcarii i jakiś czas tam studiowałam, moje preferencje wyboru torebek zawęziły się do dwóch wyżej wymienionych. Nie jestem w stanie nosić nic innego i chyba nic innego w życiu nie kupię. Do tej pory pamiętam jak po raz pierwszy weszłam do małego butiku Longchamp na głownej Bahnhofstrasse w Zurichu i wyściubionymi frankami zapłaciłam za moją pierwszą (i na razie jedyną) brązową torebkę Pliage...
Natomiast, z moimi Freitagami było trochę inaczej. Polowałam na nie długo, zanim nadarzyła się odpowiednia okazja. Najpierw brakowało mi pieniędzy i w przypływanie maniactwa zdecydowałam się kupić coś tańszego (gdzie tu logika?) - podobną messanger bag, których linię wypuścił kilka lat temu the North Face. Kupiłam super czarną, gumową torbę, wykonaną z niezniszczalnego materiału, ale to nie była plandeka, z której są wykonane Freitagi, ale coś innego. North Face mam do dzisiaj, ale dość rzadko używam, odkąd mam moje Freitagi. Idealna, choć niezbyt tania okazja, natrafiła mi się 2 lata później w Londynie, gdzie biegałam po całym mieście w poszukiwaniu 'tego' sklepu. Okazało się, że tam Freitagi sprzedawali w sklepie dla plastyków i wybór nie był największy, ale znalazłam - piękny, srebrny Freitag. Po czasie okazało się, że jest dla mnie trochę za duży, bo nieproporcjonalny i jakieś pół roku temu sprzedałam go w odpowiednie ręce. Świetnie mi służył przez ok. 3 lata. Pomimo, że ma teraz innego 'właściciela', na zawsze pozostanie moim Freitagiem. Prawda K.?

Idealny Freitag kupiłam w HQ w Zurichu, jakieś 2 lata temu. Oto co dla siebie znalazłam. Nieskończone możliwości wyboru nie sprzyjają szybkim decyzjom.





Idea produkowania takich na pierwszy rzut oka zniszczonych i brudnych toreb, powstała w 1993 roku w Szwajcarii. Do produkcji użyto zużytych plandek z ciężarówek, pasów bezpieczeństwa, poduszek powietrznych oraz dentek z opon, które przejechały setki tysięcy kilometrów po całym świecie.. Idea jest rewelacyjna, ekologiczna, dzięki której Wasz carbon footprint ulega stopniowemu zmniejszeniu.

Photo from freitag.ch

Szwajcarzy są szaleni na punkcie jakości wyrobu, ich torby są wytwarzane oryginalnie w Szwajcarii, nie ma mowy o Made in China or Taiwan. Każdy egzemplarz jest oddzielnie wykrojony z innej partii plandeki, co gwarantuje niepowtarzalność designu.

Photo from freitag.ch
A oto co nowego ostatnio wymyślili w Zurichu:




Me, in front of the Freitag's shop in Zurich, right after buying a brand new hand bag.
I am the most faithful fan !!!

Sunday, October 24, 2010

Pan tu nie stal + Fajne Chłopaki

"Dziadostwo" means tacky. This one is my favourite. I've got one! ;)

These are two amazing Polish fashion and graphic design companies: "Pan tu nie stał" and "Fajne chłopaki". These guys are both from Łódź and came up with an idea to print old Polish communist style graphic signs on T-shirts and sell it online. Though I have to underline that they use it in two different ways.

Their ideas come from the communist times in Poland when logos were grey and sad, but people used to invent very catchy and simple (one may call them minimalist;) slogans or phrases which inspired the working class! This unique language is still alive but in a different way, usually percieved as a joke or a funny expression that refers to past history. We also use it when we want to remind someone how one used to live under the communist regime in Poland. These words, as well as visual objects are very characteristc for those fortunately bygone times. However, it is useful to have such interesting, though foreign, heritage that one can use in the present to create a fashion or print brands - as it all started with "Pan tu nie stał" and "Fajne chłopaki".


"Fajne chłopaki" in Polish means "Nice guys", so I suppose Maciej Lebiedowicz i Łukasz Zbieranowski (the brand designers) are nice guys! They run a graphic studio. They specialise in prints and graphics inspired by communist design created in Poland (typesets, printing, identification objects, language, etc.) but also they create Internet websites of all different sorts. You can find their complete portfolio here. Hope Nice guys will be in touch with me shortly to share some of their pictures. We will see...

"Pan tu nie stał" cooperates with "Fajne chłopaki". It is inspired by culture and design in Poland between 1930-1989. People who work for this company represent mainly artists born in the 80s or right after the collapse of Communism in 1989. They print T-shirts, sell scarves and hats, stickers, posters, interior design objects (cups, fantasy porcelain figures made at the Polish china factory in Ćmielów), toys for children and childrens' books and other amazing gadgets. Pan tu nie stał also sells Argentinian "Paez" shoes. You can find more pictures on their facebook profile.

Powdered milk (full fat)

Cześć means "hi" in Polish!
Photos from the press materials from Lodz Design Festival/Zdjęcia pochodzą z materiałów prasowych dla Łódź Design Festival/
Copyright Pan tu nie stał.

Thursday, October 21, 2010

Mój Łódź Design Festival/My Lodz Design Festival

Tydzień temu podporządkowałam wszystkie plany jednemu celowi - spędzeniu choć jednego popołudnia na Łodzkim Festiwalu Designu. Wydarzenie trwa od 14 do 30 października 2010. Udało mi się uczestniczyć w pierwszym , najważniejszym weekendzie Festiwalu. Oczywiście nie bez nieoczekiwanych perypetii po drodze. Zdecydowałam pojechać samochodem ze znajomymi. Mieliśmy w planie spędzić w Łodzi całe popołudnie, mając nadzieję dojechać tam w max. 3,5h. Wyruszyliśmy wcześnie rano o 7. Kiedy po 2h drodze byliśmy dopiero w okolicach Częstochowy, samochód nagle zatrzymał się na światłach, okazało się, że dalej już nie ruszy. Okoliczny mechanik zachował pełen folklor (szkoda strasznie, że nie robiłam zdjęć z napięcia) i oznajmił, że zepsuło się sprzęgło i dalej nie pojedziemy. A na pewno nie tego samego dnia. Na okolicznym dworcu, 70 km od Łodzi, czekaliśmy na słynne PKP, które tą odległość miało przejechać w 2h 15min! Do Łodzi dotarliśmy około 14h. Nim dojechaliśmy na Tymienieckiego, gdzie prezentowana była główna część ekspozycji i znajdowały się najciekawsze wystawy, minęło kolejne pół godziny.. To był dramat, ponieważ zgodnie z moim planem, tego samego wieczoru miałam znaleźć się w Warszawie. Pociąg z Łodzi Fabrycznej odjeżdżał o 17.30. Na oglądnięcie wystaw zostało mi góra 2 godziny!

Niemniej udało mi się oglądnąć bardzo ciekawe instalacje artystyczne, projekty wzornictwa przemysłowego i mebli. Moją uwagę przykuł ReMade market, gdzie swoje prace prezentowali młodzi projektanci mody. Jednak temu tematowi poświęcę oddzielny post.

Kiedy szukaliśmy drogi do Łódź Art Centre, trafiliśmy przez przypadek do przepięknej  neorenesansowej Willi Grochmana. Spójrzcie, jak to wspaniale, że się zgubiliśmy.







A tutaj wariacka instalacja z ruszających się krzeseł.












Następnie poszliśmy do Łódź Art Centre na Tymienieckiego, gdzie oglądaliśmy ekspozycje designu prezentowane w zaadaptowanych pofabrycznych budynkach.



Photos by Mada.

Tuesday, October 19, 2010

FOX the Champion

I am very happy! I want to share some news with you! My blogger friend Kasia who is also the author of the Fox drawing, wrote a post on her blog about my new reappearance to the blogger community. I once had a blog, but it wasn't what I wanted it to be, so I had to change it.
I named my blog after the drawing that I recieved as a gift from Kasia last year. It pictured me. I don't remember who gave the name to the Fox, but I reckon it was me. Now it is called Fox the Champion. Have a look at Kasia's recent post from the 14th October 2010. She is a brilliant, very talented illustrator and I am a fan of her sketches.

By the way, there is also a great film about a fox, based on a children's book by Roald Dahl entitled "Fantastic Mr Fox". Take a look at the trailer below.




And to end...



Do you like them? You will hear about this wild bunch very soon!

Tuesday, October 12, 2010

Y-dress

Kiedyś natknęłam się na wywiad z Aleksandrą Paszkowską w jednym z lepszych babskich pism. Zaciekawiła mnie opowieść o powstaniu jej marki i o sukcesie jej pomysłu na modę. Od tamtej pory śledzę nowości każdej z jej kolekcji i czekam aż przyjdzie czas kiedy uda mi się coś samej u niej kupić. Projekty sprzedawane jako Y-dress? są zniewalające. Pomyśleć tylko, że kupujesz 1 sukienkę, a okazuje się, że możesz ją nosić na 3 różne sposoby, co sprawia wrażenie jakbyś miała 3 zupełnie oddzielne stroje.
Sukienki Księżniczki (Instant Princess) są numerem nr. 1 w jej kolekcji. To dla kapryśnych panien, które nie wiedzą czy w ostatnim momencie się nie rozmyślą i uciekną ukochanemu sprzed ołtarza.Sukienkę można szybko spakować i założyć inne przebranie dla niepoznaki, a mały pakuneczek ze złożoną sukienką nieść obok jak małą torebkę.. Pomysł jest świetny!

I once came across an interview with Aleksandra Paszkowska published in a Polish fashion magazine (unfortunately, the article is in Polish). A story of building a successful brand in the fashion industry caught my attention. Since then, I've been following Y-dress? new collections and I can't wait until I myself will have a chance to buy something designed by them. Paszkowska's projects are amazing. Let's suppose you buy a dress which can instantly turn into 3 dresses at once or other clothes, depending on your imagination and style! Isn't it exquisite (I like that word, but won't overuse it)? For me, Instant Princess is No. 1 in the Y-dress? collection. It's an idea for girls who are moody and don't mind changing their decisions, i.e. standing up your beloved at the altar. The Instant dress can be quickly packed into small hand luggage and can be carried around everywhere. The idea is simply brilliant!



Następny pomysł Y-dress? to Reversibles, czyli ubranie do noszenia z dwóch stron. Można je dostosować do najróżniejszych okazji, raz zabawnie, raz poważnie. W różnych konfiguracjach, w zależności od humoru i wyobraźni sukienki mogą zamienić się w bluzeczki, czy kardigany.

Next Y-dress? idea is called Reversibles. They are clothes that you can wear on both sides. They can match many different occasions: funny or formal. In various ways, depending on your mood or vision, dresses can adjust into blouses or cardigans.





Y-dress? ma już dwa sklepy w Brukseli. Autorka mieszka na stałe w Belgii, a pochodzi z Wrocławia. Idea powstania firmy wywodzi się od "happy T-shirt", który od 1996 roku funkcjonuje jako nieodłączny element wyrażający filozofię jej marki. Dzisiaj dostępne są nawet "szczęśliwe marynarki"/"happy suit", które można nosić na spotkania biznesowe. Filozofia Paszkowskiej to moda miejska z przymrużeniem oka, idąca na całość w realizacji projektów. Artystka wciela w życie inne zasady "szczęśliwej" firmy. W przerwie obiadowej sama gotuje potrawy przygotowane oczywiście z ekologicznych składników, dbając o dobrą atmosferę i samopoczucie oraz wspólne w nie zaangażowanie.

Y-dress? has already its two shops in Brussels. Aleksandra Paszkowska, the brand's creator and owner, lives in Belgium, but originally comes from Wroclaw in Poland. The company's has been developed on an idea of a "happy T-shirt" which since 1996 has been representing the brand's philosophy. Today, the famous T-shirts have their twin - happy suit - suitable for business meetings. Paszkowska's concept is tongue in cheek urban fashion which goes for broke. The artist practices rules of a "happy company". During lunch break, she herself cooks for her employees prepared from organic ingredients. She cares about a good work environment and the well-being of her team, but also is demanding of its cooperation.



Osobiście bardzo chciałabym mieć jej happy T-shirt, albo nawet marynarkę. Najbardziej podobają mi się jej dzianinowe bluzki wiązane i oczywiście Instant Princess, ale największym hitem są majtki ratunkowe (emergency underwear)! Sami zobaczcie co się pod tym kryje klikając na link.

Poniżej zdjęcie samej autorki. Y-dress? prowadzi oczywiście sklep internetowy, gdzie można znaleźć wszystkie wzory i zamówić coś dla siebie. Jeśli ktoś zdecyduje się coś zamówić, proszę niech da mi znać, z przyjemnością dowiem się jakie będą Wasze wrażenia!

I would love to have her happy T-shirt or even a suit. I like her knitted blouses the most and obviously the Instant Princess. However, the biggest hit for me is the emergency underwear! You will see what it is when you click on the link.

Underneath, you will find Paszkowska's portrait. Y-dress? also runs an Internet shop where you will find more and order something for yourself. Remember, if you do, please let me know! I would be delighted to know what your impressions are!


Zdjęcia/Photos: www.ydress.com

Sunday, September 19, 2010

Fruitbowl

Czy znacie kobietę w kapeluszu ze "świeżych owoców"?
Słynną Brazylijkę o portugalskim rodowodzie, która zawładnęła brazylijskim, a następnie amerykańskim przemysłem muzycznym i filmowym w latach 30. i 40. XX wieku. Dzięki jej talentowi muzyka brazylijska zyskała rozgłosu. Jej bajeczne kostiumy wprost z kultury latynoamerykańskiej pobudzały wyobraźnię Hollywoodu. Kiedy przyjechała robić karierę w USA, jej popularność w Brazylii zmalała, ponieważ przestała śpiewać po portugalsku.




W historii designu twórcy rzadko podejmowali temat tacy na owoce. Skoro przykładów jest tak niewiele, są one tym bardziej  interesujące. We wzornictwie powstała "płynna" taca na owoce autorstwa Gijsa Bakkera z 2000 roku, która nawiązuje do nurtu Organic design z lat 1930-1960. Należy do niego również projekt opery w Sydney duńskiego architekta Jorna Utzona.


Innym przykładem naczynia do eksponowania owoców jest projekt koszyka na cytrusy "Blow Up" (2004) wykonanego przez Brazylijczyków z Fratelli Campana dla włoskiej fabryki designu Alessi. Koszyk jest inspirowany stylem High-tech z lat 1972-1985, czy też Industrial Style, który narodził się przede wszystkim w architekturze, a do wzornictwa dotarł poprzez wykorzystanie przedmiotów do celów przemysłowych.

Saturday, September 18, 2010

bodum


Inspiracje muszą mieć gdzieś swoje źródło. Dla mnie mają w przedmiotach i  w miejscach. Wynajdywanie nietypowych przedmiotów wymaga wnikliwej obserwacji i śledzenia zmian. Często znajduję rzeczy, które zaskakują formą i onieśmielają potencjalnych użytkowników. Ludzie wolą nie identyfikować się z przedmiotami, często nie mają dla nich znaczenia. Okazuje się jednak, że nawet one mogą wyrażać styl i być impulsem do lansu. Mogą dawać dużo frajdy, a ich posiadanie i obcowanie na codzień jest często dodatkowym powodem do uśmiechu.

Duńska firma Bodum wprowadziła produkty do wykorzystania w kuchni. Cała masa przyjemnych, kolorowych przedmiotów o jednolitej formie, do przechowywania, parzenia, itp., które można nie tylko trzymać na półce w kuchni i podawać w nich napoje, ale również zabrać ze sobą do pracy, czy w inne miejsca. Propozycje Bodum mają bardzo ważną cechę - zabezpieczanie napojów przed utratą ciepła. W sprzedaży są dzbanki do parzenia herbaty w gumowych uniformach, które trzymają dłużej ciepło.
Wielkim hitem według mnie są nowe, mini termosy/stalowe kubki take-away (kultura take-away zyskuje coraz bardziej na popularności również i w Polsce), które są genialne w pracy. Szczególnie, gdy Twój pracodawca kupuje dla pracowników rozpuszczalną kawę Nescafe albo Maxwell House.. , a dodatkowo stawia w kuchni maszynę do parzenia kawy o wątpliwym smaku. Z pewnością nie przypominającym smaku kawy.. Z takim kubkiem wszyscy lubią stać w okolicach Twojego biurka i często podchodzą pytając się co to takiego.

Mój mini termos take-away świetnie się sprawdza. Pomimo, że na początku wydaje się, że się z niego leje.. szybko się zrehabilitował i okazało się, że trzeba go tylko dokładnie zakręcić. Zrobiłam mu zdjęcie pamiątkowe w jego kraju pochodzenia: Szkocji, gdzie go kupiłam praktycznie za połowę mniej niż jest wart w Polsce. Ciekawe.. Koło niego stoi kubek z poprzedniej kolekcji. Niestety nie ma już takich w sprzedaży. Te bardziej mi się podobają. Najnowsze są bardziej pękate i mniej klasyczne. Za to nadal mają silikonową obręcz wokół żeby nie poparzyć palców od gorącej kawy.

Zobacz film z prezentacji kolekcji Bodum na Milan Forniture Saloon 2010