Friday, November 12, 2010

Mój ulubiony Freitag/My favourite Freitag

Obiecałam sobie, że napisanie tego posta będzie dla mnie nagrodą za przeczytanie 100 stron książki, która ma ich 450 i do niedzieli mam ją całą przeczytać. Zostało mi jeszcze 250;) Z tego wynika, że w najbliższym czasie będę dużo pisać. To wyjątkowe, że pisanie bloga może stanowić 'motywator' do działania. Mam 12 podręczników z ekonomii do przeczytania do końca stycznia. Zostało mi 10 tygodni. Przede mną lekka masakra literacka, ale na pewno dam radę, a mój Renard Champion będzie mi dzielnie kibicować! Zapraszam też innych chętnych do kibicowania;)

Dla tych, którym już od dawna obiecywałam, że napiszę o Freitagu, obwieszczam, że wreszcie nadszedł ten dzień! Szwajcarską firmę Freitag prowadzą dwaj bracia Marcus i Daniel Freitag, którzy dla wielu zrewolucjonizowali rynek toreb typu "messanger"/toreb miejskich/toreb rowerowych, daleko odbiegających od gustów zmianierowanych panien szalejących za torebkami typu Longchamp;), do których grona, nie ukrywam, należę również i ja.

Odkąd po raz pierwszy pojechałam do Szwajcarii i jakiś czas tam studiowałam, moje preferencje wyboru torebek zawęziły się do dwóch wyżej wymienionych. Nie jestem w stanie nosić nic innego i chyba nic innego w życiu nie kupię. Do tej pory pamiętam jak po raz pierwszy weszłam do małego butiku Longchamp na głownej Bahnhofstrasse w Zurichu i wyściubionymi frankami zapłaciłam za moją pierwszą (i na razie jedyną) brązową torebkę Pliage...
Natomiast, z moimi Freitagami było trochę inaczej. Polowałam na nie długo, zanim nadarzyła się odpowiednia okazja. Najpierw brakowało mi pieniędzy i w przypływanie maniactwa zdecydowałam się kupić coś tańszego (gdzie tu logika?) - podobną messanger bag, których linię wypuścił kilka lat temu the North Face. Kupiłam super czarną, gumową torbę, wykonaną z niezniszczalnego materiału, ale to nie była plandeka, z której są wykonane Freitagi, ale coś innego. North Face mam do dzisiaj, ale dość rzadko używam, odkąd mam moje Freitagi. Idealna, choć niezbyt tania okazja, natrafiła mi się 2 lata później w Londynie, gdzie biegałam po całym mieście w poszukiwaniu 'tego' sklepu. Okazało się, że tam Freitagi sprzedawali w sklepie dla plastyków i wybór nie był największy, ale znalazłam - piękny, srebrny Freitag. Po czasie okazało się, że jest dla mnie trochę za duży, bo nieproporcjonalny i jakieś pół roku temu sprzedałam go w odpowiednie ręce. Świetnie mi służył przez ok. 3 lata. Pomimo, że ma teraz innego 'właściciela', na zawsze pozostanie moim Freitagiem. Prawda K.?

Idealny Freitag kupiłam w HQ w Zurichu, jakieś 2 lata temu. Oto co dla siebie znalazłam. Nieskończone możliwości wyboru nie sprzyjają szybkim decyzjom.





Idea produkowania takich na pierwszy rzut oka zniszczonych i brudnych toreb, powstała w 1993 roku w Szwajcarii. Do produkcji użyto zużytych plandek z ciężarówek, pasów bezpieczeństwa, poduszek powietrznych oraz dentek z opon, które przejechały setki tysięcy kilometrów po całym świecie.. Idea jest rewelacyjna, ekologiczna, dzięki której Wasz carbon footprint ulega stopniowemu zmniejszeniu.

Photo from freitag.ch

Szwajcarzy są szaleni na punkcie jakości wyrobu, ich torby są wytwarzane oryginalnie w Szwajcarii, nie ma mowy o Made in China or Taiwan. Każdy egzemplarz jest oddzielnie wykrojony z innej partii plandeki, co gwarantuje niepowtarzalność designu.

Photo from freitag.ch
A oto co nowego ostatnio wymyślili w Zurichu:




Me, in front of the Freitag's shop in Zurich, right after buying a brand new hand bag.
I am the most faithful fan !!!

2 comments:

  1. ale fajny artykuł! czekałam na niego. a na zdjęciu wyglądasz na lekko zakłopotaną nowym zakupem nie wiedziec czemu...:)

    ReplyDelete
  2. ;)) chyba troche bylam, sama wiesz;)
    dzieki za glos na blogu, tez do Ciebie dzisiaj napisalam.

    ReplyDelete